Kryzysu dzień 33. Dzień zaczęłam od czopka z Tramalu… Czuję się po nim fatalnie, bo ciągle chce mi się spać i nie mogę się skupić ani czytać, bo litery mi się rozjeżdżają, a w głowie mam helikopter… Po chwili przychodzi ciężkość i błogość…. Ooo to już jest przyjemne. Wystarczy, że usiądę, a zasypiam natychmiast. Jak w narkolepsji. Niestety to jedyny sposób abym mogła coś powiedzieć czy się napić. Do jedzenia zmuszam się. Od wczoraj jem raz dziennie, przedwczoraj na szczęście zjadłam w miarę dużo. Jest mi się trudno wszystko policzyć, ale obecnie w gardle i jamie ustnej mam ok 28 aft.
Dziś dzień drugi kolchicyny. Na razie nie mam żadnych objawów ubocznych. Jestem pełna nadziei. Upierdliwe to dość, bo tabletka co 6h. 6,00, 12,00, 18.00, 24.00. Mam ponastawiane alarmy i listki kolchicyny pochowane wszędzie. Torebki, kieszenie płaszcza, sypialnia, salon, nawet łazienka. System opracowany nieźle. Dzwoni budzik i sięgam praktycznie natychmiast po tabletkę dzięki czemu nic mnie nie rozproszy i nie zapomnę jej wziąć…