W jednym z wpisów pamiętnikowych (pamiątnik z pandemicznej narodowej izolacji prowadzę na stronie Mamapsychoonkolog na Facebooku – zapraszam) pisałam, że codziennie słucham amerykańskiej coach Mel Robbins. Napisałam też, że będę streszczać dla siebie i dla Was, czy nawiązywać do jej nagrań z czyklu „Stay connected with Mel Robbins” i zrobię z tego artykuły na bloga.
No to zaczynam. 🙂
Mel Robbins nazywa siebie poczytną autorką książek, gospodarzem codziennego telewizyjnego show i coachem amerykanów. Niestety nie oglądałam jej programu, ani nie czytałam jeszcze jej książek, nie wiem też jak prowadzi coaching indywidualnie z klientami. W każdym razie filmiki jakie tworzy (nawet te które nazywa Coaching with Mel) nazwałabym raczej poradnictwem czy mentoringiem, bo jednak coaching to troche inny rodzaj relacji – oparty głównie na równości/partnerstwie coacha i klienta oraz na pytaniach, na które klient odpowiada samodzielnie. Raczej powinno się obywać bez porad, szkolenia i opowidania „co ja robię w tej sytuacji”. Żeby była jasność – nie mam nic przeciw mentoringowi czy poradnictwu, tak tylko czepiam się słówek, bo to jednak ważne, żeby wiedzieć w jakiej jesteśmy relacji. Chodzi głównie o etykę zawodu – bo inne są wrunki, zasady i inna opowiedzialność w różnych typach ralacji. Np. w coachingu odpowiedzialność za przebieg i rezultaty leży głównie po stonie klienta, a w mentoringu i poradnicwie, szkoleniach powinna już leżeć po stronie mentora, trenera i osoby udzialjącej porady – w końcu za to jej sie płaci.)
W każym razie lubię Mel, bo choć jest z komercyjnego nurtu rozwoju osobistego, nie prowadzi propagandy sukcesu w stylu – Jesteś zwycięzcą!, Jesteś niepokonany! Możesz wszystko! Zasługujesz na to co najlepsze! Bądź najlepszą wersją siebie!!!! I w tym co robi, wydaje się prawdziwa. Lubię takie osoby z „krwi i kości” bardziej niż chodzące „doskonałości” 🙂 (Jak to kiedyś powiedziała moja wykładowczyni: „Najbardziej boje się o ludzi, którzy zawsze sobie świetnie radzą.” I jest w tym dużo prawdy, bo trudno być szczerze zawsze doskonałym – coś tam w środku napręża się do granic wytrzymałości i może pęknąć z impetem, lub ktoś z otoczenia zbierą na sobie cała negatywną energię i on cierpi.)
Nie twierdzę też, że Mel jest najlepszą propagatorką rozwoju osobistego. Może są inni lepsi – nie wiem. Nie znam za bardzo obecnego rynku. (Zatrzymałam się na czasach Briana Tracy, Tonnego Robbinsa (Chyba zbieżność nazwisk Mel i Tonego przypadkowa), Nicka Vujicica, a potem skupiłam się na psychologii.) Po prostu oglądam Mel podczas tej narodowej izolacji i uważam, że ma sporo dobrych przemyśleń, które warto podać dalej. (Oczywiście wiekszość jest zaczerpnięta od kogoś, bo trudno jest już wymyśleć coś nowego i genialnego. Raczej już wszyscy zbieramy różne „złote myśli”, idee, teorie i budujemy z tego coś swojego. Ja też.) Nie twierdzę też, że psychologia i psychoterpia są odpowiedziami na wszystkie problmy świata. Bo też nie są.
To tyle tytułem wstępu (w kolejnych artykułach nawiązujących do filmów Mel Robbins, będę już pomijała tą przydługą część :P)

Dzisiejszy Temat – Jak pozbyć się złości?
(Inspirowane filmem Mel, ale uzupełnione o moje przemyślenia :P)
- Zrób (spisz) listę rzeczy, które Cię złoszczą, denerwują, niepokoją, martwią. Spisanie, a może i ułożenie w kolejności od najbardziej do najmniej uwierajacych jest tu kluczowe.
- Zastanów się, jak złość i zamartwianie się wpływają na Ciebie i Twoje otoczenie. Opisz to na kartce. Pisanie jest kluczowe, bo dekoduje myśli i pozwala lepiej je przetworzyć. Upraszczam teraz teorię, ale to naprawdę niesamowicie ważny mechanizm – pisanie ręczne i mówienie na głos. (Wiem, że każdy to pomija, bo to mozolne, czasochłonne i uwagochłonne, ale właśnie ta praca jest kluczem do realnej poprawy sytuacji.)
- Jeśli dojdziesz do wniosku, że lubisz swoją złość, bo jest ona dla Ciebie motorem napedowym – zastanów się jak tą energię utrzymać, ale nie krzywdzić innych. Może nauka asertywności? Albo wyładowanie się pracą fizyczną – sprzątanie, gotowanie, prace w ogrodzie, ćwiczenia?
- Jeśli lubidz swoją złość, bo lubisz jak inni się Ciebie boją, słuchają Cię, masz władzę i kontrolę…. To prawdopodobnie nie masz motywacji do zmiany, ale warto się zastanowić dlaczego tak jest i czy naprawdę chcemy krzywdzić innych i może warto w takiej sytuacji udać się po pomoc do specjalisty? Trzeba też pamiętać, że Twoja złość predzej czy później uderzy też w Ciebie – z ogromnie niszczącą mocą.
- Jeśli dojdziesz do wniosku, że chcesz w swoim życiu odczuwać mniej złości, mieć więcej samoświadomości i kontroli emocjonalnej, to OBIECAJ sobie, że przestaniesz się złościć i zaczniesz sytuację rozwiązywać bardziej konstruktywnie.
Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Oczywiście, samo obiecanie sobie to za mało. Przygotuj stretegie i zacznij trenować. - Jak trenować kontrolę złości? Metod jest wiele i wiele książek napisano na ten temat, jednak jeśli nie jest to patologiczna złość wróć do listy z punktu pierwszego i analizuj punkt po punkcie.
Co czuję w tej sytuacji? Jakie mam myśli? Co robię? Opracuj alterantywne strategie działania. Np. jeśli denerwuje nas dziecko, które bez przerwy na nas „wisi”, kiedy próbujemy pracować, zastnówmy się czemu to robi i jak to zmienić. Dziecko na nas „wisi”, bo nas kocha i potrzebuje oraz lubi się z nami bawić i uczyć, Być może czuje się samotne? Do tego pewnie się nudzi i jest zestresowane całą tą sytuację. Zatem gdy pracujemy musimy zapewnić dziecku inną dobrą opiekę i zabawę i zastosować asertywną komunikację: „Teraz kochanie pracuję, proszę pozwól mi to zrobić. Pobawię się z Tobą po obiedzie”. (Mówienie o godzinie czy „później” dla dziecka nic nie znaczy.) Po pracy spełnijmy koniecznie obietnicę i się z nim pobawmy. Jeśli chcemy się „pozbyć” dziecka i podczas pracy i potem, bo mamy domowe obowiązki lub chcemy odpocząć to niestety mamy nierealne oczekiwania. Nie możemy oczekiwać od dziecka, że przestanie nas potrzebować, bo to byłaby już patologiczna relacja i bardzo zły objaw. Pamietajmy o realistycznych oczekiwaniach. Psy szczekają, dzieci płczą, deszcz pada i wszyscy kiedyś umrzemy. Tak jest i koniec. My musimy się dostosować do praw świata, nie świat do nas. Tak, wiem, że to trudne.)
W kazdym razie gdy poczujesz złość włącz refleksję, zrób STOP i najpierw sztucznie mówi i rób to co sobie ustaliłaś/łeś podczas opracowywania strategii. To stanie się naturalniejsze z czase, Samo ząuważanie, że emocje nas dominują, STOP i zmiana zachowania są już ogromnym krokiem do dużej zmiany. - Zmień perspektywę i poczuj wdzięczność. Znany jest chyba każdemu dziennik wdzięczności – spisujemy 3-7 rzeczy za które jesteśmy wdzięczni. Gdy sama poznawcza analiza i behawioralna zmiana to za mało. (Chodzi o analizę i zmianę myśli i zachowań) Czyli gdy samo pomyślenie o tym za co jestem wdzięczna i jak mam dobrze w porównaniu z czymś innym, to za mało by wywołać efektywną i realną zmianę, trzeba włączyć aspekt emocjonalny, czyli to poczuć. Zatem wyobraź sobie coś naprawdę strasznego Np. Twoje dziecko jest w szpitalu na intensywnej terapii. Widzisz to – wchodzisz do szpitala i widzisz je nieprzytomne, podpięte pod aparaturę…. Albo wyobrażasz sobie jak Twoja firma upada i tracisz wszystkie oszczedności lub miałaś wypadek i budzisz się, ale nie czujesz nóg i wiesz już, że jest bardzo źle…. (Punk z emocjami odradzam jednak osobom w kryzysie, zaburzonym emocjonalnie i cierpiącym na depresję, lęki i ataki paniki. Może to przynieść więcej złego niż dobrego i takie metody lepiej w takim przypadku stosować pod kontrolą specjalisty.)
- Gdy dobrze to sobie wyobrazimy i poczujemy to całym sobą, to porównaniu z tymi myślami i emocjami, wszelkie codzienne zmartwienia rozpływają się i zalewa nas poczucie wdzięczności, że nie jesteśmy w takiej tragicznej sytuacji.
- „Słodka cytryna” lub „zrób z cytryny lemoniadę” to popularna psychologiczna metoda doszukiwania się dobrego w trudnej sytuacji i przekuwania czegoś negatywnego na naszą korzyść. Zastanów się też nad możliwościami jakie daje ten czas lub sytuacja, która Cię złości. Znów przeanalizuj listę z pierwszego punktu. Może trzeba będzie wyjść poza strefę komfortu, schemty i nauczyć się czegoś nowego oraz podjąć jakieś wyzwanie czy trudną decyzję. Ale może warto to zrobić, bo to szansa na coś lepszego w przyszłości?
Powodzenia. 🙂
Notka uzupełniajaca.
Mimo, że najbardziej czuję się psychoonkologiem i pracuję z osobami zdrowymi emocjonalnie (tylko/aż chorymi somatycznie, po stracie czy w innym kryzysie) jednak wychodzi ze mnie klinicystka, więc muszę uściślić. Generalnie uważam, że”sztuczki” z rozwoju osobistego, duchowego, coachingu, mentoringu działają. I to działają całkiem dobrze. (Słowo „sztuczki” nie ma tu pejoratywnego zabarwienia. Nie wiem po prostu jak to lepiej nawać – tipy? sposoby? porady?) Dzięki temu można się naprowadzić na „pozytywne tory” i nimi podążać, a nawet znacząco zmienić swoje życie na lepsze. Można, pod warunkiem, że ma się dobry wgląd w siebie, jest się zdrowym emocjonalnie, potrafi się patrzeć na świat i siebie z różnych perspektyw i dystansu. Niestety nie sprawdzi się to u osób z zaburzeniami osobowości, w głębszym kryzysie, po trumie, u osób uzależnionych, z syndromem PTSD czy cierpiących na depresję, dystymię, zaburzenia lękowe czy kompulsywno obsesyjne lub inne zaburzenia emocjonalne i nastroju. Dla tych osób lepsza będzie psychoterapia czy interwencja kryzysowa albo praca z psychotraumatologiem.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że wiele osób sięga po sposoby z rozwoju osobistego czy nurtu new age gdy coś je bardzo boli, gdy cierpią, są uzależnione, są ofiarami przemocy lub są w głębokim kryzysie. Niestety wtedy to nie zadziała i może nawet zaszkodzić. Pojawia się rozczarowanie, złość na „rozwój osobisty” i „szamanow” lub jeszcze gorzej – totalna utrata wiary w siebie i możliwość poprawy sytuacji. Ale trzeba pamiętać, że to nie tak, że coaching i rozwoj osobisty są nieskuteczne. Są dobre, pod warunkiem, że zastosujemy je dla poprawy naszego życia, a nie do jego „gruntownego naprawiania” czy odbudowy z „ruin i gruzów”. Oczywiścię są osoby, którym to się to udało/udaje/uda, nawet gdy są w głębszym kryzysie czy zmagają się z poważniejszym problemem. Jest to jednak trudne i nie nie każdy czy wręcz mniejszość tego dokona. Warto zatem o tym pamiętać, by dobierać odpowiednie narzędzia do odpowiedniego problemu i zagadnienia.
No i oczywiście żródło, czyli fiilm, na którym oparłam wrtykuł:
How do I stop feeling angry all the time?
Jak wpadniecie do Mel Robbins, zajrzyjcie też do mnie: Zasubskrybujcie i naciśnijcie dzwoneczek, żebym mogła Was odwiedzać 🙂 Dziękuję 🙂
Maria Tarczyńska Mamapsychoonkolog
P.S. Zaraz będzie nowy film o wpadkach 🙂