Kolonoskopia i gastroskopia pod narkozą cz.3. Dwa tygodnie po badaniach. Jakie są konsekwencje?

Wracam do dokańczania artykułów, które tkwiły dłuuugo w folderze „niedokończone”. Poniższy artykuł pisany był 24.04.2019 – dwa tygodnie po badaniach endoskopowych. Stracił nico na aktualności, ale nadal może przydać się osobom, które miały takie badanie.

Minęło dwa tygodnie od badania kolonoskopii i gastroskopii pod narkozą o których pisałam tu: Kolonoskopia i gastroskopia pod narkozą. Cz.1 Przygotowania. i tu: Kolonoskopia i gastroskopia pod narkozą. Cz.2 Czy jest się czego bać?. Niestety każda ingerencja w ciało ma jakieś swoje konsekwencje.

Konsekwencje wyjałowienia jelit.
U mnie najpierw widoczne były skutki oczyszczania jelit. Miałam z nimi spore problemy: dyskomfort, wzdęcia, gazy, do tego nagle na potęgę cała twarz wysypała sie pryszczami co ponoć może też mieć przyczynę w braku równowagi we florze bakteryjnej i osłonie jelita przez co nie są oną dobrą barierą i jedzenie bardziej szkodzi i uczula. Zaczęłam więc ponownie kolonizować swoje jelita preparatem probiotycznym.

Muszę przyznać, że efekt mnie bardzo miło zaskoczył. Już trzy dni po braniu kapsułek z bakteriami (biorę je rano naczczo) przestałam mieć problem z jelitami i wróciłam do porannego posiedzenia na toalcie i jak na razie dobry rezultat się utrzymuje. Pryszcze też przestały masowo atkować a te co były powoli znikają, zostają jednak po nich blizny. Zobaczymy jak będzie za 2-3 miesiące jak skończę się suplementować dobrymi bakteriami 🙂
P.S. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że pomogło! Jelita wróciły do prawidłowej pracy i włosy też przestały wypadać.

W zwiazku z jelitowym tematem, który ostanio był u mnie „na tapecie” postnowiłam lepiej poznać swoje jelita i żółądek. W ramach mojego Audiotekowego abonamentu kupiłam audiobooka „Historia wewnętrzna. Jelita – najbardziej fascynujący organ naszego ciała”tu można pobrać darmowy fragment, a tu obejrzeć omówienie książki. Jestem dopiero w połowie, ale już wiem, że napewno napiszę na jej temat, artykuł na bloga i już mogę Wam z całą pewnością książkę polecić. Bardzo dużo, niezwykle ciekawych informacji o układzie pokarmowym i jego wpływie na nasze zdrowie oraz stan psychiczny. Okazuje się, że to prawda – jelita są drugim mózgiem i to nie mniej ważnym.

P.S. Książkę skończyłam – jest świetna i bardzo polecam, ale artykuł nadal nie powstał i już raczej nie powstanie, bo nie pamiętam już dokładnie treści 😛 Jaki z tego morał? Marysia – rób rzeczy od razu!!!!

Konsekwencje narkozy.
Dużo słyszłam i czytałam na ten temat. Że się wymiotuje, że się jest osłabionym i rozbitym… Nie miałam nic takiego, czułam się świetnie zaraz po i w kolejne dni też. Choć znajomy z sali pozabiegowej, z którym pozostałam w kontkacie, zgłaszał znaczne osłabienie przez kilka dni po narkozie. Podobno też narkoza „skraca życie”. Nie wiem jak to sprawdzają, więc nie wiem czy dotyczy to też mnie. 😛

P.S. Rok po narkozie nadal żyję. 🙂

Jednak na pewno narkoza (lub coś innego) skróciło życie moich włosów, bo od ponad tygodnia po myciu, wyciągam ich garść i podczas czesania niestety też sporo wypada, więc… Już widać na głowie, że jest ich mniej i są słabsze. Nie wiem jak to dalej będzie. Na razie nienapawa mnie to optymizmem. No nic, może trzeba będzie zrobić krótką fryzurkę – przynajmniej podczas lata będzie chłodniej i wygodnie 😛 Na razie intensywnie będę je ożywiać i może powinnam stosować coś na odrastanie? Co polecacie?

Wyniki badań i co dalej.
Jak już pisałam we wpisie relacjonującym badanie, obrazowo wyglądało to dobrze, ale podczas badania zostały pobrane dwie próbki. Odebrałam już wyniki badań histopatologicznych obu próbek.. Niestety nic z tego nie rozumiem. Jeden wycinek opisany jest bowiem jako „niejednoznaczny”, a drugi jako „niespecyficzny”…. Zatem wracam do punktu wyjścia i wiem, że nic nie wiem 😛
W poniedziałek idę z wynikami do pani doktor rodzinnej, ale nie sądzę bym dowiedziała sę czegoś szczególnego. Muszę więc zrobić jesze badani krwi i ze wszystkim pojadę pod koniec maja do Warszawy do mojej immunolożki.

P.S. Okazało się, że wszytko dobrze. Jestem w pełni zdrowa. Miałam tylko małe zmiany związane z moją autoimmunologiczną chorobą.

Podsumowanie.
Nadal polecam robić badania profilaktyczne. Jednak należy podkręślić, że kazdy kij ma dwa końce (tak jak i przewód pokarmowy :P) i nie wsszystko jest lekkie łatwe i przyjemne oraz bez konsekwencji. Badania endoskopowe do najprzyjemniejszych nienależą i nieco rozlegulowują organizm. Jednak mogą uratować życie i uchronić nas przed gorszymi konsekwencjami leczenia nowotwórów.
Przypominam, że podczas gastroskopii można wykryć zmiany w przełyku, żołądku i na dwunastnicy. Podczas kolonoskopii zmiany w jelicie grubym i na odbytnicy.

Warto? Moim zdaniem zdecydowanie warto.

Co zrobić by poprawić sobie nastrój?

Mamy narodową izolację. Siedzę w domu już ponad 40 dni i staram się w tym czasie uczyć i rozwijać – idzie różnie, bo wiecie jak to jest z rodziną i dziećmi – no ale marzyć i planować można 🙂

Jakiś czas temu moja bardzo mądra życiowo znajoma podrzuciła mi nagranie z cyklu „Stay connected with Mel Robins„. Wtedy trafiła idealnie w punkt, bo nagranie dotyczyło zamartwiania się o pieniadze, a ja właśnie byłam w stanie totalnej paniki z tego powodu. (Artykuł z temtego filmu też powstanie.) To, że trafiła tak idealnie w moje obawy – czytając chyba na odległość w moich myślach, sprawiło, że poczułam się bezpieczniej i że jest w tym coś wiekszego i może trochę magicznego. (W trudnych okolicznościach nawet przypadki odczytujemy jak znaki i dobrze. Jest nawet taka książka psychologiczna: „Złudzenia, które pozwalją żyć”. Pamiętajmy więc, że nie ma co sie bać złudzeń i troszkę magicznego myślenia, byle było to konstruktywne i bylebyśmy za bardzo nie odjechali od rzeczywistości.)
Wracjąc do tematu.
Treść nagrania, także bardzo mi się spodobała i nawet wdrożyłam porady w życie i poczułam się lepiej. Od tamtej pory regularnie oglądam Mel i słucham jej podcastów, bo ma ciekawe, proste i urzyteczne porady. Postanowiłam zatem spisywać myśli z jej filmów, trochę uzupełniac o swoje przemyślenia i dzielić się z Wami. Mam nadzieję, że i Wam pomogą 🙂

Już wcześniej napisałam jeden artykuł inspirowany jej filmikiem i nieco szerzej opisałam w nim autorkę. Zapraszam zatem też do przeczytania artykułu: „Jak pozbyć się złości krok po kroku?”

Dziś będzie o tym: Jak poprawić sobie nastrój?
(wg Mel Robbins i moich przemyśleń)

1. Gdy dręczy Cię jakś zła myśl zrób STOP i policz od 5 do 1 : 5, 4, 3, 2, 1!
2. Gdy skończysz liczyć skieruj uwagę na coś przyjemnego:
a) znajdź wokół siebie 5 rzeczywistych przedmiotów, które lubisz. np. roślinka, kubek, bransoletka, fotel, książka…
b) wymień 5 swoich zalet lub 5 rzeczy z powodu których możesz być dziś z siebie dumna/dumny np.: mam bystry umysł, mam świetny kolor włosów, lubię swoje poczucie humoru, napisałam artykuł na bloga, zrobiłam pyszną zupę.
c) pomyśl o co najmniej 3 osobach, które kochasz: np: moja córeczka, Robert, rodzice – mama i mój nadal kochany, choć nieżyjący już tata.
d) pomyśl o trzech rzeczach, których nauczysz się dziś i jutro: np: posłucham wykładu o „karmiących relacjach”,
obejrzę kilka nagrań o marketingu internetowym i zrobię z nich mapy myśli, a co będę potrafiła, to wdrożę,
nauczę się robić naleśniki budyniowe
e) powtażaj sobie mantrę: Jest dobrze! 🙂 Jest dobrze! A jak poprawię sobie nastrój, to będzie bardzo dobrze! 🙂

Przetestowałam ten sposób i na mnie działa 🙂

Mel Robbins uważa też, że bardzo ważna jest rutyna, bo pomoga nam ona poczuć się bezpieczniej. Niewątpliwie coś w tym jest. Jak dotąd nie przywiązywałam zupełnie wagi do tego zagadnienia, ale na pewno teraz to przeanalizuję i przetestuję, choć już czuję, że to działa. Nie bez powodu dzieci lubią rutynę i osoby starsze oraz osoby chore przewlekle i ludzie cierpiący na zaburzenia lękowe, a więc te osoby, które ogólnie mniej pewnie i bezpiecznie czują się w świecie.
Bardzo ważne jest też wsparcie społeczne. Teraz gdy nie można się spotykać, należy zadbać o kontakt telefoniczny i online. Jest też mnóstwo grup internetowych, do których można dołączyć. Mel założyła swoją. (Zapraszam oczywiście też do nas: Facebook Mamapsychoonkolog) Osobiście uważam, że ma takiego doświaczenia, którego już ktoś, by nie przeżył. Oczywiście wszystkie emocje przeżywane są indywidualnie i nikt nie czuje tego samego, nawet w takich samych oklicznościach, ale nie musimy się, aż tak koncentrować na swoich przeżyciach. Może i czujemy się samotni, ale nie jesteśmy sami. Otwórzmy się na innych. Dajmy coś z siebie i coś przyjmijmy. Niech będzie przepływ i równowaga.

Podaję też film źródłowy: The power of your attitude

Zapraszam do zasubskrybowania bloga, by być na bierząco z kolenymi artykułami z cyklu: inspiracje od Mel Robbins 🙂 Będę przekazywała w nich dużo prostej i praktycznej wiedzy, która pomoże lepiej żyć podczas pandemii, a także i po niej 🙂 Oczywiście, zapraszam też do czytania innych artykułów.

Jak się nie złościć? Krok po kroku.

W jednym z wpisów pamiętnikowych (pamiątnik z pandemicznej narodowej izolacji prowadzę na stronie Mamapsychoonkolog na Facebooku – zapraszam) pisałam, że codziennie słucham amerykańskiej coach Mel Robbins. Napisałam też, że będę streszczać dla siebie i dla Was, czy nawiązywać do jej nagrań z czyklu „Stay connected with Mel Robbins” i zrobię z tego artykuły na bloga.
No to zaczynam. 🙂

Mel Robbins nazywa siebie poczytną autorką książek, gospodarzem codziennego telewizyjnego show i coachem amerykanów. Niestety nie oglądałam jej programu, ani nie czytałam jeszcze jej książek, nie wiem też jak prowadzi coaching indywidualnie z klientami. W każdym razie filmiki jakie tworzy (nawet te które nazywa Coaching with Mel) nazwałabym raczej poradnictwem czy mentoringiem, bo jednak coaching to troche inny rodzaj relacji – oparty głównie na równości/partnerstwie coacha i klienta oraz na pytaniach, na które klient odpowiada samodzielnie. Raczej powinno się obywać bez porad, szkolenia i opowidania „co ja robię w tej sytuacji”. Żeby była jasność – nie mam nic przeciw mentoringowi czy poradnictwu, tak tylko czepiam się słówek, bo to jednak ważne, żeby wiedzieć w jakiej jesteśmy relacji. Chodzi głównie o etykę zawodu – bo inne są wrunki, zasady i inna opowiedzialność w różnych typach ralacji. Np. w coachingu odpowiedzialność za przebieg i rezultaty leży głównie po stonie klienta, a w mentoringu i poradnicwie, szkoleniach powinna już leżeć po stronie mentora, trenera i osoby udzialjącej porady – w końcu za to jej sie płaci.)

W każym razie lubię Mel, bo choć jest z komercyjnego nurtu rozwoju osobistego, nie prowadzi propagandy sukcesu w stylu – Jesteś zwycięzcą!, Jesteś niepokonany! Możesz wszystko! Zasługujesz na to co najlepsze! Bądź najlepszą wersją siebie!!!! I w tym co robi, wydaje się prawdziwa. Lubię takie osoby z „krwi i kości” bardziej niż chodzące „doskonałości” 🙂 (Jak to kiedyś powiedziała moja wykładowczyni: „Najbardziej boje się o ludzi, którzy zawsze sobie świetnie radzą.” I jest w tym dużo prawdy, bo trudno być szczerze zawsze doskonałym – coś tam w środku napręża się do granic wytrzymałości i może pęknąć z impetem, lub ktoś z otoczenia zbierą na sobie cała negatywną energię i on cierpi.)

Nie twierdzę też, że Mel jest najlepszą propagatorką rozwoju osobistego. Może są inni lepsi – nie wiem. Nie znam za bardzo obecnego rynku. (Zatrzymałam się na czasach Briana Tracy, Tonnego Robbinsa (Chyba zbieżność nazwisk Mel i Tonego przypadkowa), Nicka Vujicica, a potem skupiłam się na psychologii.) Po prostu oglądam Mel podczas tej narodowej izolacji i uważam, że ma sporo dobrych przemyśleń, które warto podać dalej. (Oczywiście wiekszość jest zaczerpnięta od kogoś, bo trudno jest już wymyśleć coś nowego i genialnego. Raczej już wszyscy zbieramy różne „złote myśli”, idee, teorie i budujemy z tego coś swojego. Ja też.) Nie twierdzę też, że psychologia i psychoterpia są odpowiedziami na wszystkie problmy świata. Bo też nie są.

To tyle tytułem wstępu (w kolejnych artykułach nawiązujących do filmów Mel Robbins, będę już pomijała tą przydługą część :P)

Dzisiejszy Temat – Jak pozbyć się złości?
(Inspirowane filmem Mel, ale uzupełnione o moje przemyślenia :P)

  1. Zrób (spisz) listę rzeczy, które Cię złoszczą, denerwują, niepokoją, martwią. Spisanie, a może i ułożenie w kolejności od najbardziej do najmniej uwierajacych jest tu kluczowe.
  2. Zastanów się, jak złość i zamartwianie się wpływają na Ciebie i Twoje otoczenie. Opisz to na kartce. Pisanie jest kluczowe, bo dekoduje myśli i pozwala lepiej je przetworzyć. Upraszczam teraz teorię, ale to naprawdę niesamowicie ważny mechanizm – pisanie ręczne i mówienie na głos. (Wiem, że każdy to pomija, bo to mozolne, czasochłonne i uwagochłonne, ale właśnie ta praca jest kluczem do realnej poprawy sytuacji.)
  3. Jeśli dojdziesz do wniosku, że lubisz swoją złość, bo jest ona dla Ciebie motorem napedowym – zastanów się jak tą energię utrzymać, ale nie krzywdzić innych. Może nauka asertywności? Albo wyładowanie się pracą fizyczną – sprzątanie, gotowanie, prace w ogrodzie, ćwiczenia?
  4. Jeśli lubidz swoją złość, bo lubisz jak inni się Ciebie boją, słuchają Cię, masz władzę i kontrolę…. To prawdopodobnie nie masz motywacji do zmiany, ale warto się zastanowić dlaczego tak jest i czy naprawdę chcemy krzywdzić innych i może warto w takiej sytuacji udać się po pomoc do specjalisty? Trzeba też pamiętać, że Twoja złość predzej czy później uderzy też w Ciebie – z ogromnie niszczącą mocą.
  5. Jeśli dojdziesz do wniosku, że chcesz w swoim życiu odczuwać mniej złości, mieć więcej samoświadomości i kontroli emocjonalnej, to OBIECAJ sobie, że przestaniesz się złościć i zaczniesz sytuację rozwiązywać bardziej konstruktywnie.
    Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Oczywiście, samo obiecanie sobie to za mało. Przygotuj stretegie i zacznij trenować.
  6. Jak trenować kontrolę złości? Metod jest wiele i wiele książek napisano na ten temat, jednak jeśli nie jest to patologiczna złość wróć do listy z punktu pierwszego i analizuj punkt po punkcie.
    Co czuję w tej sytuacji? Jakie mam myśli? Co robię? Opracuj alterantywne strategie działania. Np. jeśli denerwuje nas dziecko, które bez przerwy na nas „wisi”, kiedy próbujemy pracować, zastnówmy się czemu to robi i jak to zmienić. Dziecko na nas „wisi”, bo nas kocha i potrzebuje oraz lubi się z nami bawić i uczyć, Być może czuje się samotne? Do tego pewnie się nudzi i jest zestresowane całą tą sytuację. Zatem gdy pracujemy musimy zapewnić dziecku inną dobrą opiekę i zabawę i zastosować asertywną komunikację: „Teraz kochanie pracuję, proszę pozwól mi to zrobić. Pobawię się z Tobą po obiedzie”. (Mówienie o godzinie czy „później” dla dziecka nic nie znaczy.) Po pracy spełnijmy koniecznie obietnicę i się z nim pobawmy. Jeśli chcemy się „pozbyć” dziecka i podczas pracy i potem, bo mamy domowe obowiązki lub chcemy odpocząć to niestety mamy nierealne oczekiwania. Nie możemy oczekiwać od dziecka, że przestanie nas potrzebować, bo to byłaby już patologiczna relacja i bardzo zły objaw. Pamietajmy o realistycznych oczekiwaniach. Psy szczekają, dzieci płczą, deszcz pada i wszyscy kiedyś umrzemy. Tak jest i koniec. My musimy się dostosować do praw świata, nie świat do nas. Tak, wiem, że to trudne.)
    W kazdym razie gdy poczujesz złość włącz refleksję, zrób STOP i najpierw sztucznie mówi i rób to co sobie ustaliłaś/łeś podczas opracowywania strategii. To stanie się naturalniejsze z czase, Samo ząuważanie, że emocje nas dominują, STOP i zmiana zachowania są już ogromnym krokiem do dużej zmiany.
  7. Zmień perspektywę i poczuj wdzięczność. Znany jest chyba każdemu dziennik wdzięczności – spisujemy 3-7 rzeczy za które jesteśmy wdzięczni. Gdy sama poznawcza analiza i behawioralna zmiana to za mało. (Chodzi o analizę i zmianę myśli i zachowań) Czyli gdy samo pomyślenie o tym za co jestem wdzięczna i jak mam dobrze w porównaniu z czymś innym, to za mało by wywołać efektywną i realną zmianę, trzeba włączyć aspekt emocjonalny, czyli to poczuć. Zatem wyobraź sobie coś naprawdę strasznego Np. Twoje dziecko jest w szpitalu na intensywnej terapii. Widzisz to – wchodzisz do szpitala i widzisz je nieprzytomne, podpięte pod aparaturę…. Albo wyobrażasz sobie jak Twoja firma upada i tracisz wszystkie oszczedności lub miałaś wypadek i budzisz się, ale nie czujesz nóg i wiesz już, że jest bardzo źle…. (Punk z emocjami odradzam jednak osobom w kryzysie, zaburzonym emocjonalnie i cierpiącym na depresję, lęki i ataki paniki. Może to przynieść więcej złego niż dobrego i takie metody lepiej w takim przypadku stosować pod kontrolą specjalisty.)
  8. Gdy dobrze to sobie wyobrazimy i poczujemy to całym sobą, to porównaniu z tymi myślami i emocjami, wszelkie codzienne zmartwienia rozpływają się i zalewa nas poczucie wdzięczności, że nie jesteśmy w takiej tragicznej sytuacji.
  9. „Słodka cytryna” lub „zrób z cytryny lemoniadę” to popularna psychologiczna metoda doszukiwania się dobrego w trudnej sytuacji i przekuwania czegoś negatywnego na naszą korzyść. Zastanów się też nad możliwościami jakie daje ten czas lub sytuacja, która Cię złości. Znów przeanalizuj listę z pierwszego punktu. Może trzeba będzie wyjść poza strefę komfortu, schemty i nauczyć się czegoś nowego oraz podjąć jakieś wyzwanie czy trudną decyzję. Ale może warto to zrobić, bo to szansa na coś lepszego w przyszłości?

Powodzenia. 🙂

Notka uzupełniajaca.
Mimo, że najbardziej czuję się psychoonkologiem i pracuję z osobami zdrowymi emocjonalnie (tylko/aż chorymi somatycznie, po stracie czy w innym kryzysie) jednak wychodzi ze mnie klinicystka, więc muszę uściślić. Generalnie uważam, że”sztuczki” z rozwoju osobistego, duchowego, coachingu, mentoringu działają. I to działają całkiem dobrze. (Słowo „sztuczki” nie ma tu pejoratywnego zabarwienia. Nie wiem po prostu jak to lepiej nawać – tipy? sposoby? porady?) Dzięki temu można się naprowadzić na „pozytywne tory” i nimi podążać, a nawet znacząco zmienić swoje życie na lepsze. Można, pod warunkiem, że ma się dobry wgląd w siebie, jest się zdrowym emocjonalnie, potrafi się patrzeć na świat i siebie z różnych perspektyw i dystansu. Niestety nie sprawdzi się to u osób z zaburzeniami osobowości, w głębszym kryzysie, po trumie, u osób uzależnionych, z syndromem PTSD czy cierpiących na depresję, dystymię, zaburzenia lękowe czy kompulsywno obsesyjne lub inne zaburzenia emocjonalne i nastroju. Dla tych osób lepsza będzie psychoterapia czy interwencja kryzysowa albo praca z psychotraumatologiem.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że wiele osób sięga po sposoby z rozwoju osobistego czy nurtu new age gdy coś je bardzo boli, gdy cierpią, są uzależnione, są ofiarami przemocy lub są w głębokim kryzysie. Niestety wtedy to nie zadziała i może nawet zaszkodzić. Pojawia się rozczarowanie, złość na „rozwój osobisty” i „szamanow” lub jeszcze gorzej – totalna utrata wiary w siebie i możliwość poprawy sytuacji. Ale trzeba pamiętać, że to nie tak, że coaching i rozwoj osobisty są nieskuteczne. Są dobre, pod warunkiem, że zastosujemy je dla poprawy naszego życia, a nie do jego „gruntownego naprawiania” czy odbudowy z „ruin i gruzów”. Oczywiścię są osoby, którym to się to udało/udaje/uda, nawet gdy są w głębszym kryzysie czy zmagają się z poważniejszym problemem. Jest to jednak trudne i nie nie każdy czy wręcz mniejszość tego dokona. Warto zatem o tym pamiętać, by dobierać odpowiednie narzędzia do odpowiedniego problemu i zagadnienia.

No i oczywiście żródło, czyli fiilm, na którym oparłam wrtykuł:
How do I stop feeling angry all the time?

Jak wpadniecie do Mel Robbins, zajrzyjcie też do mnie: Zasubskrybujcie i naciśnijcie dzwoneczek, żebym mogła Was odwiedzać 🙂 Dziękuję 🙂
Maria Tarczyńska Mamapsychoonkolog

P.S. Zaraz będzie nowy film o wpadkach 🙂

Onkomiłość – odpowiedzi na pytania cz.2

Pytania pochodzą z maila, opisującego prawdziwą historę miłosną ze smutnym i niejasnym zakończeniem. Można ją przeczytać tu: „Onkomiłość w czasach zarazy.”

W poprzednim artykule odpowiedziałam też na cześć pytań zadanych przez autorkę maila i bohaterkę historii: Onkomiłość – odpowiedzi na pytania cz.1

Dziś chciałabym odpowiedzieć na dalsze pytania.

Czy z uwagi na koronawirusa wciąż może przebywać w szpitalu mimo, że nie bierze już chemii?
Oczywiście nie można wykluczyć, że On nadal przebywa w szpitalu. Jednak jeśli przebywa, to mało prawdpopodobne, że z powodu koronawirusa (Chyba, że sam zachorował i ma dość ciężki przebieg choroby). Z uwagi na pandemię – zatem duże zapotrzebowanie na środki ochrony osobistej oraz duże ryzyko zakażenia zarówno lekarzy jak i pacjentów, to raczej odwołuje się wszystkie operacje, zabiegi i terpie, które nie są absolutnie konieczne i skraca się czas pobytu w szpitalu do minimum.

Czy to było pożegnanie i już nigdy więcej się nie odezwie?
Niestety nie znam odpowiedzi na to pytanie. Bardzo mi przykro z powodu takiego zakączenia tej relacji. Gdy coś nie jest jasne, zrozumiałe i domknięte bardzo trudno to pożegnać. Po rozpadzie ważnego związku jest żałoba prawie taka, jak po śmierci kogoś bliskiego. W pewnym sensie żałoba po związku, który skończył się nagle, niespodziewanie i niezrozumiale, jest tak ciężka, jak żałoba jak po śmierci osoby, gdy nie możemy odnaleźć ciała. Ta niewiadoma potrafi zadręczać i doprowadzać do szaleństwa, bo umysł dąży do domknięcia. Dlatego tak nie lubimy gdy nam się coś przerwie, filmy z niejasnym zakończeniem pamiętamy bardziej niż te z happy endem, a seriale przerywa się w środku sceny, bo musimy wrócić, by skończyć wątek. Dlatego tak ważne jest też by pójść na pogrzeb zmarłej osoby lub jakoś symbolicznie w wymyślonym rytuale pożegnać partnera, z którym sie rozstajemy. Bardzo Was zatem proszę – jeśli kończycie relacje, domykajcie je jasno i jednoznacznie. Może w danym momencie boli bardziej, ale rana szybciej może się zagoić.

Czy to nasze poznanie się miało w ogóle jakiś sens? A może nic dobrego z tego związku by nie wyszło i lepiej, że stało się jak się stało?
Myślę, że trudno o biektywny sens czegokolwiek. Rzeczy czy wydarzenia mają głównie taki sens, jaki im nadamy. Czy czujesz, że dało Ci to coś? Czy tylko coś straciłaś? Czegoś nauczyło Cię to doświadczenie? Lepiej doświadczać, kochać i potem cierpieć, czy nie doświadczać, nie kochać i nie odczuwać bólu straty? Podzielenie się to historią, też w pewien sposób może nadać jej dodatkowy sens. Dzięki Twojemu doświadczeniu może ktoś odkrył, że nie jest sam w podobnie trudnej sytacji. Mogłam też odpowiedzieć jak umiałam na pytania (trochę może bardziej prywatnie niż zawodowo, bo w kontakcie z klientem bardziej podąża się za klientem, a nie tak jak tu wykłada monologowo swoje zdanie. :P) ale może w tych odpowiedziach, ktoś odnajdzie treści także odpowiednie dla siebie? Często osoby, które przeszły trudne doświadczenie odnajdują sens i ukojenie pomagając innym przejść przez podobne trudne doświadczenie.
Czy wyszłoby coś z tego dobrego? Nie wiem i nigdy nie wiemy, która droga jest lepsza, póki czegoś nie przeżyjemy, a i tak wtedy nie mamy pewności, czy inne opcje nie byłyby lepsze. Czy lepiej stało się jak się stało? Też nie wiem i chyba nikt nie wie. Jednak skoro coś jest i nie mamy na to wpływu, to może nie warto zadręczać się myślą, „co by było gdyby”, tylko skupić się na tym, co możemy zrobić z tym co mamy. A masz kilka opcji:
Może jeszcze napiszesz do Niego i zawalczysz. Może uda się dowiedzieć co się stało. Może nic się nie uda dowiedzieć i będzie większy ból. A może świadomość, że „przynajmniej zrobiłam totalnie wszystko co mogłam” przyniesie Ci ulgę. A może nic więcej już nie zrobisz – zachowasz wspomnienia, zamkniesz temat i będziesz żyła dalej. A może zaczniesz żyć dalej wymazując z pamięci to co się stało. Nie wiem. Zawsze masz wybor co zrobisz, ale nie masz gwarancji sukcesu działań. Często nie mamy wpływu na finał wydarzeń, mamy za to wpływ na styl w jakim robimy to co robimy. Uważam, że ważne, by postępować zgodnie ze sobą, niezależnie od tego czy cel zostanie usiągniety czy też nie.

W kolejnym wpisie napiszę o tym, jak kochają mężczyźni chorzy na nowotwór.

Onkomiłość – odpowiedzi na pytania cz.1

W poprzednim artykule „Onkomiłość w czasach zarazy” podzieliłam się z Wami historią pewnej kobiety, która niedawno do mnie napisała. (Treść maila udostęniłam dlatego, że autorka chciała podzielić się z Wami swoją miłosną i trudną historią.) W swoim mailu zadała mi kilka pytań. Dziś postaram się odpowiedzieć na większość z nich.

Mail zawierał właściwie jedno zasadnicze pytanie/zagadnienie. Chciałam Cię zapytać o Twoje doświadczenia odnośnie chorujących na nowotwór mężczyznCzy to częste zjawisko, że odwracają się od kobiet, które kochają? Tyle zdążyłam wyczytać i wysłuchać na temat wsparcia ze strony bliskich, że to takie ważne itp. Tymczasem facet rezygnuje z tego…

To jest bardzo szeroki temat i zasługuje na osobny wpis. (Wkrótce go napiszę)

Pozostałe pytania były raczej retoryczne, ale możemy spróbować na nie odpowiedzieć.

Czy powodem któregoś z Jego niemiłych zachowań mógł być guz mózgu lub chemia?

Chemioterpia. Tak jak najbardziej. Chemioterpia jest bardzo wyczerpującą terapią zarówno fizycznie jak i psychicznie i często wywołuje skrajne emocje u osoby, która ją przyjmuje. Jest także trudna dla bliskich osoby chorej. Może się wtedy zdarzyć, że osoba przyjmująca „chemię” zachowuje się inaczej niż zwykle. Przeważnie jest to: wyczerpanie, rozdrażnienie, niechęć do kontaktów towarzyskich, jadłowstręt, nadwrażliwość na zapachy, smutek, rozpacz, zniechęcenie, silny lęk czy nawet panika lub osoba może się jakby zamrozić i sprawiać wrażenie nieobecnej, obojętnej. Tak samo otoczenie jest wyczerpane emocjonalnie całą tą sytuacją i również rozdrażnione, zestresowane i pełne lęku. Może zatem dochodzić do częstszych niż zwykle konfliktów. (Na temat psychologicznych aspektów chemioterapii napisałam kiedyś artykuł do gazety i z poszerzonej wersji artykułu powstały dwa wpisy na bloga. Jak tylko je opublikuję, zostaną tu podlinkowane.)

Guz mózgu. Niestety trudno o bardziej dewastujący osobowość i życiowe funkcje nowotwór jak nowotwór mózgu, gdyż niszczy on powoli lub niestety szybko obszary odpowiedzialne za wszystkie nasze funkcje życiowe. Choć może rozwijać się powoli i być tak usytuowany, że wpływ na osobowość i funkcjonowanie jest w miarę niewielki. Zatem tak, nowotwór mózgu może mieć wpływ na zmiany osobowości, zaburzać pamięć, poczcie czasu, orientację w przestrzeni, zaburzać wzrok, słuch, powodować omamy czy napady padaczkowe. Może powodować też silne bóle głowy. Jest to bardzo stresujące i przerażające dla osoby cierpiącej na nowotwór mózgu, jak i jej rodziny. Nowotwory mózgu najczęściej usówane są chirurgicznie, by zniszczeń w obszarze mózgu było jak najmniej. Czasem sama operacja lub/i radioterpia, choć konieczne, mogą przynieść pewne powikłania.
Są jednak osoby, kóre nawet z nieuleczalnym nowotworem mózgu, żyją długo i szczęśliwie.

Sama znam cudowną, młodą kobietę leczoną wyłącznie cyberknifem, która jest już drugi rok po zabiegu i wszystko jest u niej dobrze. (O ile dobrze mi wiadomo, ale mam ogromną nadzieję, że tak :))

Oczywiście nie chcę nikogo okłamywać, że zawsze jest wspaniale. Jest też i ciemna strona. Tu jednak wchodzimy z tematem daremnej terpii i różnych kontrowersji w tym związanych… a to już temat na kolejny wpis czy nawet całą ich serię. Nie wiem też czy interesują Was takie dzielące ludzi i nieprzyjemne tematy.

Czy jednak działał z całkowitą premedytacją? Czy zerwał kontakt, by oszczędzić tego bólu sobie, czy i mi także? A może przestraszył się mojego zaangażowania?

Oczywiście nie wiem jak było w tej sytuacji. Nie wiem czy takie Jego postępowanie to było: poświęcenie, dobre intencje, premedytacja czy może niedojrzałość emocjonalna lub efekt choroby i/lub leczenia? Jednak faktycznie czasem bywa tak, że osoby robią coś, bo uważają, że tak jest dla kogoś „najlepiej”. W tym przypadku może On uznał, że w ten sposób zaoszczędzi jej bólu i postępuje właściwie. Choć dla mnie, to taka trochę drama – chęć zrobienia z siebie postaci tragicznej. Niestety sporo osób ma pomysły, które dobrze wyglądają w książkach czy filmach, jednak w konfrontacji z życiem, zupełnie się nie sprawdzają. Jak wiemy, w tym przypadku to nie zadziałało – niezrozumienie sytuacji stało się źródłem ogromnego bólu, a nie ulgi. Nie jestem zwolenniczką także postawy gdy ktoś uważa, że lepiej wie, co jest najlepsze dla kogoś innego. (Napisała, to psycholożka i mentorka kryzysowa, która pracuje doradzając ;P) Jestem za to zdecydowaną zwolenniczką rozmowy i pytania się drugiej osoby, co ona uważa, że dla niej będzie najlepsze. W tej sytuacji Ona nie podzielała zdania, że rozstanie czy wręcz zniechęcenie do siebie jest dla niej właściwe. Jeśli On uznał, że najlepiej dla niego jest odejść, to oczywiście ma do tego prawo, ale może warto byłoby to dobrze wyjaśnić, pozwolić domknąć i jednoznacznie zamknąć tą relację, by nie było przestrzeni na wątpliwości, domysły, strach, nadzieję i poczucie winy. Postępując w ten sposób – porzucając niejasno kogoś „dla jego dobra” – krzywdzimy go. Jeśli uczucie jest prawdziwe, to krzywdzimy także i siebie. Chcemy być postaciami tragicznymi czy dokonywać czynów pełnych poświęceń? – zejdzmy na ziemię – zwykle nie ma za to żadnych „fanfar” i cierpimy głupio i bez sensu. (To samo dotyczy nie brania środkow przeciwbólowych. Nie mogę ciągle zrozumieć, dlaczego ludzie tak uparcie wierzą, że przeżywając ból są bohaterami. Nie są bohaterami – są niewolnikami bólu, który zabiera im zdolność myślenia, koncentracji i normalnego funkcjonowania. Cierpienie nie uszlachetnia człowieka. Bezsensowne cierpienie go niszczy.)

Nie wiem także czy jeśli kochamy to „straszy” nas czyjeś zaangażowanie. Wydaje mi się, że raczej się z niego cieszymy i chcemy być zaangażowani w relację z ukochaną osobą, a jej zaangażowanie nas uskrzydla.

Znów zrobiło się długo, a mam nadzieję, że obejrzycie też podlinkowane filmy. Cała seria jest bardzo inspirująca – polecam.
Na pozostałe pytania odpowiedziałam we wpisie: Onkomiłość – odpowiedzi na pytania cz.2
Jestem także bardzo ciekawa Waszego zdania. Czekam zatem na na Wasze punkty widzenia, uwagi i komentarze. 🙂