Mała książka o śmierci…

Miałam nie pisać na razie kolejnych wpisów, bo kraj żyje teraz śmiercią i pogrzebem Prezydenta Gdańska i wszystko inne wydaje się/jest postrzegane jako niestosowne. Trudno się dziwić – w końcu to wydarzenie oraz konsekwencje jakie za sobą niesie poruszyło nas wszystkich. W Internecie kipi, w domach odbywają się ożywione dyskucje. Dużo w tym wszystkim polityki, choć moim zdaniem ma to raczej społeczny wymiar. Sało się bowiem coś druzgoczącego. Napadnięto i w koncekwencji zamordowano człowieka na oczach tysięcy ludzi, którzy nawet tego nie zauważyli. Oczywiście same okoliczności są wstrzasające – scena, fajerwerki, festyn, wszyscy razem zbieramy pieniądze na chore dzieci… Wybuchła burza…

Temat tak żywo dyskutowany przez dorosłych, musiał także dotkąć dzieci i to nie tylko te, które czekają na nowy sprzęt od WOŚP, ale te w naszych domach. Dzieci są doskonałymi obserwatorami – widzą, słyszą i czują nawet więcej niż dorośli. Jak one się w tym wszystkim odnajdują? Czy ich poczucie bezpieczeństwa zostało zachwiane? Przecież wielu dorosłych deklaruje, że „czują się złamani” tą sytuacją. Ja „złamana” się nie czuję, bo moim sposobem na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami jest „szukanie sensu w bezsensie”. Czasem się to udaje, a czasem nie… Ale tym razem wpłaciłam jeszcze więcej na WOŚP i mi pomogło, bo właśnie to wydało mi się słuszne i w dodatku adekwatne do sytuacji. Przecież zginął człowiek, który był tam gdzie był, bo chciał wesprzeć WOŚP – ideę, w którą wierzył. Tak, przypłacił to życiem. Wina polityki, przypadek, ludzkie okrucieństowo? Myślę, że mogło się to poniekąd przydażyć każdemu z nas. Czytałam kiedyś ksiażkę „Polownie na ludzi”, oglądałam też niedawno „Taśmy Teda Bundiego” i olśniło mnie, że niestety przed złem i ludzką niepoczytalnością czy wręcz obsesją zabijania nie da się ustrzec… Można być ofiarą wybraną – jak Prezydent Gdańska lub zupełnie przypadkową, jak ofiary wybuchów bomb w metrze. Śmierć z rąk innych ludzi może na nas po prostu spać.

Czy to takie straszne? Czy powinnam przestać wychodzić z domu? Przestać się angażować w społeczne akcje? Raczej nie. Śmierć może mi przynieść przecież także wypadek komunikacyjny czy nagła choroba. Paradoksalnie świadomość śmierci – jej nieprzewidywalności i nieuchronności pomaga mi żyć i doceniać życie. Umiem to sobie jakoś wytłumaczyć. A jak tą sytuacje widzi moja niespełna 5 letnia córeczka? A jak widzą to dzieci ogólnie?

Ostatnio z Gajką „testujemy” literaturę dla dzieci o chorobie i śmierci. Chcę na ten temat napisać artykuł, ale idzie mi opornie, bo ewidentnie temat raka Gajki nie interesuje – ma oczywiście prawo. Książka o ludzkim ciele jest jej ulubioną, nawet czasem z nią śpi, ale te o raku, które jej pokazuję, zwyczajnie ją nudzą. Cóż, nie zmuszam, ale przez to materiału do artykułu brak 😉 Za to śmierć to coś innego… Widzę wyraźne zainteresowanie tematem. Dochodzi nawet do kuriozalnych sytuacji rodem z Rodziny Adamsów: „Mamo poczytaj mi książeczkę. Ale nie chcę tej o raku, tylko tą o śmierci…” No więc czytałyśmy niedawno „Małą książkę o śmierci”. Pozycja kontrowersyjna, bo w skandynawskim stylu wychowania, jednak odelgłym od naszej kultury. Po pierwsze książak napisana z dużym dystansem i w bardzo wielokulturowym czy też nawet niekulturowym kontekscie. Zdecydowanie nie polecam jej konserwatystom.

Gajka książkę najpierw obejrzała, wyszukując z fascynacją na każdej stronie „śmierci”. Była nawet rozczarowana, że książka jest taka krótka. A potem zaczełyśmy czytać i rozmawiać.
Praktycznie każda strona byla tematem do rozmowy. Część ilustracji i podpisów Gajkę śmieszyło, a część „straszyło”. Jednak gdy doszłyśmy prawie do końca, gdzie został omówiony temat pogrzebu, nastrój się zmienił. Gajka się zasmuciła i powidziała, że nie chce umierać, bo boi się być kościotrupem. Odpowidziałam, że ksiażęczka pokazuje też alternatywę – spalenie ciała. „Spalenia też się boję”. Ogólnie zrobiła się smutna i oświadczyła. „Chce żyć długo długo…. i chcę żebyś też żyła długo długo” i wtuliła się we mnie mocno. Po chwili jednak się odkleiła i powiedziała: „Chcę teraz inną książeczkę”. Poszła do półki i bardzo długo szukała, aż wyciągneła „Króla Lwa”. I jaki temat od razu poruszyła? Temat morderstwa Mufasy przez Skazę. Przypadek? Czy też dzieci dużo rozumieją, analizują i łączą fakty lepiej niż nam się wydaje? Gaja opowiadała mi bardzo poruszona co zrobił Skaza. Na moje pytanie: „Co powinno się teraz stać ze Skazą?” bez wahania powidziała: „Powinni zrobić mu to samo!” Hmmm…. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie poruszałam z nią tekiego tematu. A powinnam. Zastanawiam się teraz czy zasadę „Oko za oko, ząb za ząb” wzięła z przedszkola/z telewizji/od kogoś dorosłego czy po prostu jest to zasada bliska naturze? A co z wybaczaniem? To „tylko” kwestia socjalizacji? Mamy w naturze zemstę czy wybaczanie? A może to zależy od człowieka? Dużo pytań, a tak mało odpowiedzi…

Jednak książeczka o śmierci Gajce spokoju nie dała. Nastpnego dnia gdy odwiedziła Gajkę koleżanka, to Gaja z fascynacją pokazywała jej ksiażeczkę i tłumaczyła obrazki. Chciała też abym przeczytała ją koleżance, ale zaproponowałam im inną zabawę. Za to wieczorem Gajka chciała koniecznie skończyć książeczkę. Już bez lęku wróciłyśmy do miejsca, w którym dzień wcześniej przerwałyśmy czytanie.

Na kolejny wieczór, wybrałam dla Gajki Małą Ecyklopedie Dziejów Świata. Moim zdaniem śliczną i bardzo kolorową, ładnie ilustorwaną książeczkę. Sama chciałam ją przeczytać, bo mocno mnie zaciekawiła, ale po dwuch stronach Gajka oświadczyła, że nie chce tej książki. „Mamo, chcę jeszcze raz o śmierci!”, „No ale Gaja, nie możemy tak ciągle o tej śmierci…” „Mamo proszę, tylko jeden raz. Dziś…” No i znów od deski do deski przeczytałyśmy „Małą książkę o śmierci.” Tym razem obyło się bez większych emocji i wielu dodatkowych dykusji – zatrzymałyśmy się tylko na małym dzidziusiu i kotku „które urodziły się martwe, a żywe były tyko w brzuszku mamusi” Gajkę zaintresowała po raz kolejny kwestia mojego porodu, czy raczej operacji wyjęcia Gajki i pępuszka dzidziusia. Powiedziała, iż pamięta, że zanim jest dziurka w pepku to on się zwija w muszelkę. Pamięta pępowinę? Rozmaiwali o kikutku pępowiny w przedszkolu? Chodziło jej o kreskę rysownika? Ciekawe co kryją dzieciece umysły…

Na koniec jeszcze raz podsumuję wnioski w lektury „Małej książki o śmierci”. Mi i Gajce książka się bardzo spodobała, choć na pewno nie jest to arcydziało literackie. Dodatkowo dla wielu osób, będzie ona nie do zaakceptowania i totalnie bez szacunku. Co bardziej wrażliwi uznać ją mogą nawet za obrazę uczuć religijnych.

Jeszcze jedną opinię o tej książce znalazłam na blogu Bajdocja.

Ksiażką zdecydowanie poprawniejszą politycznie i mniej kontrowersyjną kulturowo i religijnie jest ksiażka, o której już pisałam i ktorą polecam prawie wszystkim rodzicom „Jak rozmawiać z dziećmi kiedy ktoś umiera”. Jest to jednak poradnik dla dorosłych i raczej podpowie nam jak rozmawiać z dzieckim, niż zapewni wieczór wspólnych czytanek. 🙂

Mam jeszcze trochę ksiażek dla dzieci o śmierci, ale to będzie temat na kolejne wpisy i kolejne wieczory wspólnego czytania.

Jak rozmawiać z dziećmi kiedy ktoś umiera?

Jeszcze do niedawna, a właściwie i obecnie, najbardziej powszechny jest pogląd, żeby dzieci jak najdłużej „chronić” przed przykrościami tego świata. Choroba i śmierć są dla dzieci i ich rodziców tematami tabu. Choroba? – co najwyżej kaszelek, przeziębienie, no w najgorszym razie ospa. Zdechła rybka? – kupujemy na jej miejsce nową, identyczną, oby tylko dziecko się nie zorientowało. Zdechł piesek?- Był zmęczony i pojechał na wakacje. I tak dalej i tak dalej.

Czytaj dalej Jak rozmawiać z dziećmi kiedy ktoś umiera?

Wrocławskie Hospicjum dla Dzieci na Wrocławskich Targach Dobrych Książek

Wczorajsze popołudnie spędziłam odziana w twarzową, niebieską koszulkę Wrocławskiego Hospicjum dla Dzieci, na Wrocławskich Targach Dobrych Książek. Sprzedawaliśmy ksiżaki, które podarowali nam mili ludzie (Jeśli masz książki w bardzo dobrym stanie i chciałbyś je nam podarować można je przywieźć lub przysłać do siedziby Fundacji Wrocławskie Hospicjum dla Dzieci) i wydawnictwa. Wszystko co mieliśmy można było kupić za 5, 10 lub 15zł, a całość pieniędzy ze sprzedaży (odliczając podatek, bo oczywiście bez kasy fiskalnej obejść się nie da) poszła na działalność statutową hospicjum, czyli głównie na leczenie dzieci (podkreślam, że leczenie paliatywne to wciąż leczenie – to walka z bólem, walka z dusznością, to rehabilitacje i leki…). Dziękuję zatem wszystkim kupującym!!! Dzięki Wam było co robić i mamy pieniądze dla dzieciaków. Kolejne targi książek dopiero za kilka miesięcy, ale już teraz zapraszam Was do podarowania książek i odwiedziny oraz zakupy na kolejnym książkowym wydarzeniu.

Nie ma się co jednak martwić, Możemy widzieć się nadal bo, zaraz będzie otwarta nasza budka na Jarmarku Bożonarodzeniowym. Zapraszam do naszego hospicyjnego stoiska po świąteczne ozdoby robione przez dzieciaki ze szkół, przedszkoli i wolontariuszy. Osobiście będę Was tam obsługiwać 6 grudnia 13.00-15.30, więc mam nadzieję do zobaczenia : )